Bunt śmieci
Jego życie przestało biec tym samym rytmem. Z nudnego, szarawego stało się z dnia na dzień żółto-zielono-czarne. Nie musiał czekać długo, żeby wzbogaciło się o dwa nowe kolory: niebieski i brązowy. Tak o to pięciokolorowy Kowalski próbował zjednać swoje życie z ekologią. Nie pomagali mu w tym wcale producenci opakowań – to on musiał przed każdym wyrzuceniem kartonu zastanowić się dwa razy do jakiego kubła trafi. Pewnego dnia powiedział jednak dosyć: – „Nie zamierzam [trzymać] w mieszkaniu więcej niż dwóch koszy. Może kiedyś, jak kosze będą wielkości szklanki, a pojemność będą miały sześćdziesięciu litrów”*, co oczywiście przeczyło jakimkolwiek prawom fizyki. Wspólnota mieszkaniowa, do której należał szybko przejrzała jego zapatrywania i zgłosiła zarządcy. Kowalski stanął na świeczniku, chociaż tak naprawdę chciał prowadzić zwykłe, przeciętne życie. Nie miał zbyt wiele do powiedzenia, bo zbrodnia przeciwko środowisku była widoczna gołym okiem. Stało się tak, odkąd każdy mieszkaniec i mieszkanka otrzymali tzw. śmieciowe kody. Kowalski postanowił zrobić z tym porządek i w to najmniej oczekiwany sposób. W czasie piątkowych wieczorów podkradał owe kody znajomym i przyjaciołom i podmieniał je na swoje. W zarządzie wspólnoty zawrzało. Kowalski nie miał sobie już nic do zarzucenia – wszyscy zastanawiali się tylko, kto mógł zboczyć z ekologicznej ścieżki i pójść w jego dawne ślady.
Kowalski mógł od teraz po prostu żyć, jeść swoje ulubione jogurty i nie zdejmować już ich papierowego ubranka, jeść swój ulubiony żółty ser i nie oddzielać tekturowego łóżeczka od plastikowej kołdry. On zaś po pracy w korporacji mógł oddać się prawdziwym rozkoszom – segregacji swojego wnętrza. To wtedy uświadomił sobie, że to właśnie dlatego nie ma w jego życiu miejsca na ekologię, frakcje i inne tego typu bzdety. Przeżył życie zupełnie nieświadomie, niczym zaślepione dziecko, nie czując i nie słysząc siebie – swoich potrzeb i pragnień. Jego pragnienia były jedynie fasadą tego, co kochał najbardziej. Nie pracować od siódmej do piętnastej, lecz po prostu być artystą. Dobrze pamiętał kiedy na służbowym wyjeździe w rozmowie z nowo poznanym, atrakcyjnym Norwegiem, który sam z resztą miał ciągoty do sztuki, zarzekał się tego na śmierć i życie, podczas gdy to właśnie sztuka była jego przeznaczeniem. Skąd więc w jego życiu pojawiło się aż tyle dziwnych, obcych pomysłów? Co skłoniło go do tego, żeby stać się tak chłonną gąbką? Dlaczego nie miał odwagi, żeby zastanowić się nad tym, co należy do niego, a co do niego nie należy? Pił już może trzecią w tym dniu kawę, kiedy uzmysłowił sobie, że wcale nie potrzebuje dzielić swojego życia na frakcje, że może być po prostu wymieszany: nie interesować się i nie uprawiać tylko sztuki, zapisywać w amoku nowych melodii i układać do nich ważnych dla niego słów, ale i rozkoszować się ruchem w basenie, ścigać się z innymi, lepszymi od niego rywalami, aż wreszcie opisywać świat i ważne dla niego sprawy poprzez słowa i obrazy, co przecież robił na swoim blogu. Być wymieszany, tak samo jak wymieszani byli na świecie wszyscy inni ludzie. Nie spodziewał się, że niedługo później nawet i ten stan rzeczy ulegnie całkowitej zmianie.
Świat wymyślił sobie bowiem, żeby odseparować od siebie ludzi pod pretekstem epidemii. Każdy normalny człowiek mógłby załamać się nadmiarem złych informacji, ale nie on. On dalej pracował w domu i dalej umawiał się na calle ze swoimi kolegami z pracy i dalej naklejał na zmieszane śmieci kody swoich sąsiadów, lecz zaraz po pracy lub nawet podczas przerw oddawał się jego największej pasji – muzyce. Pisał brakujące zwrotki napisanych wcześniej piosenek, komponował podkłady do swoich ulubionych utworów, a w końcu zasiadał przed keyboardem żeby nagrać się smartfonem i pokazać w sieci. Po otwarciu basenów wykupił karnet na cały miesiąc i odtwarzał ćwiczenia, których nauczył się na treningach w sekcji. Dzięki nowym przepisom zawsze mógł znaleźć miejsce dla siebie – i stawać się panem i władcą wód. Tak miało ziścić się jego największe marzenie – zostanie gwiazdą. W tym momencie już nic nie miało dla niego znaczenia. Z powodu epidemii przestano wkrótce wywozić śmieci, więc osiedle na którym mieszkał powoli zarosło brudem. Wszędzie pleniły się szczury i łaziło robactwo. On zaś dalej śpiewał i i nagrywał swoje piosenki, a na basenie przepływał kolejne metry. Dla ludzi odizolowanych w swoich domach jego muzyka była jedynym ukojeniem. Kiedy po zakończeniu epidemii wszystko trzeba było zaczynać od nowa, postanowiono że mieszkańcy będą wywozić swoje śmieci sami. Każdy członek wspólnoty otrzymywał dokładny adres wysypiska śmieci, na którym mógł deponować swoje nieczystości. I ten pomysł spodobał się mu najbardziej. Wielu ludzi zostało zatrudnionych przy sortowaniu śmieci i nikt nie mógł cierpieć na brak pracy. I tak samo usamodzielnili się inni ludzie: po epidemii więdnące związki i naciągane kontrakty umarły, a świat zaczął być bardziej realny niż kiedykolwiek przedtem.
*znalezione na forum internetowym
Przeczytaj też: L. Sadkowski, Dlaczego Polska przyjęła 40 tysięcy ton odpadów z Niemiec? [https://innpoland.pl/162419] Dostęp: 08.11.2020.
Featured Photo by Michael Walter on Unsplash